Czy w jamę lasu wejść mi trzeba?
Tam pamięć zwykła brać za rękę,
Tam – nie ma nieba.[1]

Jerzego Treutlera poznałam w dość nieoczekiwanych okolicznościach, na przednówku 2010 roku odwiedził mnie w ówczesnej siedzibie Fundacji Twarda Sztuka przy Grochowskiej w Warszawie. Zadzwonił domofonem, podniosłam słuchawkę i usłyszałam gromki głos „Treutler!” Po chwili stanął w drzwiach rosły mężczyzna w wieku siedemdziesięciu kilku lat. Znałam wówczas, jak się okazało znak graficzny Przedsiębiorstwa Państwowego „Moda Polska” – popularną „jaskółkę”, którą zaprojektował w 1958 roku oraz kilka plakatów twórcy, między innymi „Pięć łatwych utworów”, „Zbereźnika”, czy „Pięciu z wyspy skarbów”. I to właśnie „Pięciu z wyspy skarbów” dotyczyła wizyta artysty. Ja i Nigel Arthur samowolnie opublikowaliśmy tę pracę na świeżo wydanej w Anglii płycie DVD. Rozmowa, którą podjęliśmy dość szybko popłynęła zupełnie innym torem i jak się okazało, do wczoraj trwała nieprzerwanie 10 lat. Nawiązaliśmy nić porozumienia, którą tylko szalony los jest w stanie stworzyć. Przez kilka lat spotykaliśmy się w różnych miejscach Warszawy rozmawiając o plakacie, którego twórcą i miłośnikiem był Jerzy, a ja idealnym, oddanym odbiorcą. Oglądaliśmy wspólnie wystawy.
W Walentynki, 2011 roku spotkaliśmy się we troje, Jurek, Nigel i ja w kawiarni przy Rondzie Waszyngtona w Warszawie. Spóźniliśmy się, kilkanaście minut, więc usłyszeliśmy, że „moja szklanka jest w połowie pusta”. Obejrzeliśmy jednak slajdy z reprodukcjami prac, wśród których był „Cyrk – lew”, „Cyrk – foka”, „Cyrk – akrobata”, „Główna ulica”, „Dyliżans”, „Prawo i bezprawie”, „Ziemia faraonów”, czy „Ostatni wojownik”. Wspólnie z Nigelem zachwyciliśmy się plakatami Jerzego Treutlera! Powodem była niewątpliwie swoboda tworzenia artysty, wyrazistość jego prac oraz zawarty w nich dowcip. Wiedzieliśmy już, że musimy pokazać światu tego gościa! Zamysł współpracy z Jerzym Treutlerem obejmujący pokazanie jego prac w formie zorganizowania wystawy oraz publikacji powstał jednak bardzo wcześnie, bo już na początku naszej znajomości, w trakcie spotkań z twórcą oraz jego żoną Aliną Zawistowską-Treutler w mieszkaniu – studio przy Alei Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Każde ze spotkań w towarzystwie artysty oraz jego żony redaktorki i tłumaczki książek było najczęściej ilustrowane przykładami, a pani Kasia (bo tak bliscy nazywali Alinę) raczyła nas w tym czasie specjałami swojej kuchni, niezwykłymi dla podniebienia.
Próba zmaterializowania myśli o wystawie i książce nie była łatwą drogą, jednak wspólne tworzenie w warunkach ogólnie niesprzyjających przynosiło coraz ciekawsze rezultaty. Rozpoczęliśmy współpracą, organizując seryjne warsztaty plastyczne dla dzieci w Szkole Podstawowej im. Norwida przy ul. Kamionkowskiej. We wrześniu 2011 r. z grupą trzydzieściorga dzieci poszliśmy na wycieczkę do ZOO, w trakcie której obserwowaliśmy zwierzęta. Jurek kochał przyrodę – w końcu urodził się na wsi, w Beszynie. W cyklu spotkań, w sali szkolnej z pomocą Jurka powstały plakaty inspirowane życiem zwierząt, a dzieciom przybliżone zostało pojęcie identyfikacji wizualnej. W jaki sposób ten starszy pan docierał do dzieci, mogących być jego prawnukami, opowiadając o poważnych graficznych sprawach? Otóż traktował dzieci zupełnie serio. Po dorosłemu. Będąc również „dzieckiem podszyty” skracał wydawałoby się pokoleniowo niemożliwy dystans. Nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Przyjmowałam fakt obcowania z osobą dużo starszą, a czasami jakby młodszą ode mnie zupełnie naturalnie. Teraz wiem: jego umysł pozostał młody, ale dojrzewał. Dlatego uwielbiałam zasiadać z Kasią i Jerzym przy stole w kuchni, rozmawiając, odkrywając, dyskutując, ucząc się. Siebie wzajemnie, świata, ludzi. Komentując, czasem spierając się.
Kolejne lata przynosiły różne możliwości i pomysły. Jakież było szczęście, kiedy w 2012 roku, w Kemistry Gallery w Londynie w dzielnicy Shoreditch otworzyliśmy wystawę plakatów Jerzego (wystawa zatytułowana Mr T: The Posters of Jerzy Treutler). Pokazaliśmy wówczas około 40 prac – plakatów filmowych, sportowych, cyrkowych, wystawowych. Była to pierwsza, indywidualna ekspozycja prac JT poza granicami kraju. Kasia i Jurek byli dumni i szczęśliwi. Odwiedzający wystawę pytali mnie, czy na wystawie pokazujemy zbiorowy portret kilku plakacistów z Europy Wschodniej? A to był sam Treutler. Jego wyobraźnia i możliwości podporządkowania formy do treścu zamówienia były wprost oszałamiające. Skutek był taki, że swoim wielowymiarowym stylem mógłby obdarować kilku artystów. Jerzy był w stanie narysować wszystko; już w dzieciństwie, w wieku kilku lat – rysował na papierach przywożonych ze Szwecji przez ciotki, na znalezionych kartonach, karteluszkach. Rysunek dla niego stanowił naturalne narzędzie pamięci. Zapragnęliśmy, aby świat obejrzał jego prace i zapamiętał. Czekaliśmy długo. W tym czasie odeszła Kasia, świat w Alei Stanów Zjednoczonych zmieniał się. Stół w kuchni pozostał ten sam. I wciąż rozmowy wirujące wokół świata sztuki.
Jerzy był jedyną osobą, jaką znam, z którą siedzieliśmy przy świetle dziennym aż do zmroku, odraczając moment zapalenia żarówki. Patrzyliśmy przez okno w jego pracowni na zmieniające się niebo i zapalające się światła Stadionu Narodowego oraz bloków wokół wieżowca, w którym mieszkał. Rozmawiając.
Był jak Prospero. Jerzy całe życie był aktywnym grafikiem oraz osobą oceniającą i pomagającą w pracy młodszym grafikom. Zawsze poszukiwał nowości, zastanawiając się, dokąd zmierza sztuka plakatu? Tak trafiliśmy na prace Patryka Hardzieja, później na niego samego. Pomogła w tym jaskółka, której proweniencję przywróciliśmy prawowitemu autorowi, a Patryk umieścił ją na „II Ogólnopolskiej Wystawie Znaków Graficznych” oraz w formie tatuażu na swoim przedramieniu. Jurek wyszedł z cienia, rozpoczęło się zainteresowanie jego twórczością. Wciąż przy stole w kuchni rozważaliśmy, co jak i gdzie. Skanowaliśmy prace w Londynie, wożąc z Nigelem po kilkanaście sztuk, pakując plakaty w tuby, po każdym spotkaniu w „Alei na Stanów”. Kawa, poczęstunek, rozmowa. Zawsze z plakatem w tle.
Z czasem w świecie JT zaczęły pojawiać się również rysunki satyryczne, domagała się tego rzeczywistość. Dziś to spory zbiór współczesnego komentarza. Jurek ich nie robił od lat 90tych.
Szukaliśmy wciąż możliwości pokazania potencjału twórczego Treutlera. Jednym z pomysłów było stworzenie plakatu do przeglądu twórczości Michaela Powella i Emerika Pressburgera (Archers), zainicjowanego przez Thelmę Schoonmaker w 2014 roku, w czasie festiwalu Camerimage. Po jego zakończeniu Jerzy otrzymał list od trzykrotnej laureatki Oskara – Thelmy Schoonmaker-Powell z podziękowaniami za wykonaną pracę.
Uporządkowaliśmy archiwum. Jerzy zaprojektował kolejny znak graficzny – AJAT. Powstało Archiwum Jerzego i Aliny Treutlerów. Wymyślaliśmy, zestawialiśmy w głowie, zawsze przy kawie, plakat do plakatu. W końcu pierwszy konkret – wiadomość z Muzeum Narodowego / Muzeum Plakatu w Wilanowie. Jest decyzja!
Proces przygotowania wystawy i wymarzonej publikacji, to oddzielny temat. Wielka radość, wir działań doprowadzających do otwarcia 6 sierpnia 2020 roku w Muzeum Plakatu w Wilanowie. Reszta jest znana. W czasie trwania pierwszej retrospektywnej wystawy prac – Jerzy Treutler dwukrotnie odwiedził pawilon w Wilanowie zaprojektowany przez Jacka Cydzika, Halinę Kossuth oraz Adama Pulikowskiego. Marzył, aby jego prace obejrzało jak najwięcej młodych ludzi. Tak się stało. Marzenie się spełniło. Umysł Jerzego do wczoraj pozostał aktywny, rozmawialiśmy jeszcze o pisarstwie Szałamowa. Zmęczony organizm nie nadążał. Jurek zostawił nas z rozpędzonymi myślami, ale był uśmiechnięty, kiedy odszedł.
Jerzy Treutler (31.05.1931-11.12.2020)
Ewa Reeves, Warszawa, 12.12.2020
[1] Warłam Szałamow, Wiersze, przełożył Leszek Engelking, „Literatura na świecie”, 200, str. 214